Do Lizbony lecieliśmy z Warszawy. Na Modlin dostaliśmy się dzięki przewoźnikowi ModlinBus. Bezpośrednio pod drzwi portu, cena - około dwadzieścia pięć złotych od osoby. Lot trwał mniej więcej trzy i pół godziny. W Lizbonie zyskujemy jedną godzinę, ponieważ zegarki cofamy dokładnie o sześćdziesiąt minut ! Pierwsze, co zwróciło naszą uwagę to całkiem niezłe i czytelne połączenia metrem, do którego zejście znajduje się kilkadziesiąt metrów na prawo od wyjścia z lotniska. Do centrum dojeżdżamy bez problemów.
W biletomacie drukujemy zieloną kartę, na której „nabity” jest wybrany przez nas bilet (jednorazowy 1,40 euro; 24h – 6 euro). Później tej karty się nie wyrzuca, a zwyczajnie doładowuje w tych samych biletomatach. Te same karty i bilety działają także na tramwaje (w tym słynny Estrela 28), autobusy, a 24 godzinny także na windy. Do Lizbony dotarliśmy popołudniem. Metrem do stacji St. Apolonia, a stamtąd kilkanaście minut pieszo do mieszkania przy Tv. Olival à Graça , gdzie czekała na nas Leila, znajoma właściciela. Jedna rada: jeśli macie problemy z chodzeniem, szczególnie pod górkę, zastanówcie się nad wzięciem taksówki. Ta ponoć nie kosztuje fortuny, a jesteśmy skorzy stwierdzić, że do kąta prostego temu wzniesieniu przy ulicy…wiele nie brakowało.
W biletomacie drukujemy zieloną kartę, na której „nabity” jest wybrany przez nas bilet (jednorazowy 1,40 euro; 24h – 6 euro). Później tej karty się nie wyrzuca, a zwyczajnie doładowuje w tych samych biletomatach. Te same karty i bilety działają także na tramwaje (w tym słynny Estrela 28), autobusy, a 24 godzinny także na windy. Do Lizbony dotarliśmy popołudniem. Metrem do stacji St. Apolonia, a stamtąd kilkanaście minut pieszo do mieszkania przy Tv. Olival à Graça , gdzie czekała na nas Leila, znajoma właściciela. Jedna rada: jeśli macie problemy z chodzeniem, szczególnie pod górkę, zastanówcie się nad wzięciem taksówki. Ta ponoć nie kosztuje fortuny, a jesteśmy skorzy stwierdzić, że do kąta prostego temu wzniesieniu przy ulicy…wiele nie brakowało.
Nie byliśmy pewni od czego zacząć poznawanie miasta. O dziwo, nie spisaliśmy wcześniej żadnego planu. Ostatecznie jako pierwszy cel wybraliśmy miejsce, do którego mieliśmy najdalej, czyli dzielnica Belem. Metrem ze stacji St. Apolonia podjechaliśmy na Cais do Sodre. Stamtąd spacerem ruszyliśmy do celu wzdłuż rzeki Tag. Oczywiście nie utrzymaliśmy kursu i kuszącymi schodami zboczyliśmy z trasy. Zawędrowaliśmy do dzielnicy Alcântara, ciągle jednak kierując się na zachód w stronę Belem. Tam zobaczyliśmy przepiękne talerze z sardynkami, które bardzo chcieliśmy nabyć, lecz stwierdziliśmy, że na pewno jeszcze takie znajdziemy i przecież nie będziemy ich nosić cały dzień w plecaku. Niestety, kilka dni później całkowicie wypadło nam z głowy, gdzie te talerzyki widzieliśmy, a pomysł przejrzenia zdjęć wpadł nam do głowy tuż przed powrotem. No cóż, kolejny powód, aby do Lizbony wrócić ;)
Idąc już dobre dwie godziny, dotarliśmy do pomnika odkrywców. Przedstawia on ważne postacie z okresu wielkich odkryć geograficznych, zarówno żeglarzy, jak i naukowców czy misjonarzy. To dobre miejsce, aby usiąść przy brzegu rzeki i zebrać siły przy lekkim wietrze znad wody. Kiedy nastała pora by kontynuować odkrycia pierwszego dnia, naszym oczom ukazał się Klasztor Hieronimitów, czyli piękna, okazała budowla z wieku XVI, w stylu manuelińskim. To na jego terenie podpisano słynny Traktak Lizboński. Było gorąco i tłoczno, więc zrezygnowaliśmy ze zwiedzania wnętrz. Pobiegliśmy po ciastka! Tak, słynne Pasteis de Belem. Tego miejsca nie da się przegapić. Po ciastka w cenie nieco ponad 1euro za sztukę, ustawiają się długie kolejki, jednak obsługa jest na tyle szybka, że po kilku minutach możemy rozkoszować się słodkim, lokalnym przysmakiem. Jeśli lubicie budyń i ciasto francuskie, polecamy! Po krótkim odpoczynku w parku Jardim de Belem ruszyliśmy w kierunku centrum Lizbony.
Odkrycia kulinarne są jedną z najfajniejszych rzeczy w podróży. Obiecaliśmy sobie, że i tym razem będziemy próbować i kosztować. Portugalia słynie z ryb, owoców morza i dań grillowanych. Zaczęliśmy od sałatki z ośmiorniczki na przystawkę i ryb na danie główne. Rzeczywiście, nawet Ci wybredni i wymagający, muszą przyznać, że dania te w Portugalii są po prostu smaczne albo rewelacyjnie smaczne. Co może zdziwić? Mała ilość restauracji z włoskim jedzeniem. W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do popularności tego typu lokali i że prawie wszędzie znajdziemy w menu pizze, albo spaghetti. W Lizbonie to rzadkość. Jeśli jesteśmy już w temacie jedzenia, jednego dnia wybraliśmy się do restauracji Churrasco da Graça przy Largo da Graca. Wystrój w portugalskich restauracjach przypomina bardzo warunki domowe. Podobnie było i tutaj. Dlaczego? Portugalczycy jak mało który naród, bardzo często wychodzą z domów i spędzają czas barach czy kawiarniach. Stąd ten domowy wystrój. W Churrasco da Graça zamówiliśmy znów rybę oraz talerz grillowanego mięsa. Kiedy przemiły kelner podał nam dania, omal nie spadliśmy z krzeseł. Ilość grillowanego mięsa wystarczyłaby spokojnie, żeby dwie osoby najadły się do syta, ale i trzy byłyby usatysfakcjonowane. Do tego jedzenie rozpływało się w ustach. A to wszystko w standardowej cenie, jaką trzeba zapłacić w Lizbonie za obiad (8-12 euro za osobę). Na plus zostają ceny napojów – 1-2 euro.
Lizbona położona jest na siedmiu wzgórzach. Dzięki temu istnieje wiele wspaniałych punktów widokowych, pozwalających spojrzeć na miasto z dystansu. Spojrzenie to zamienia się zwykle w coś magicznego. My doznaliśmy tego uczucia pewnego wieczoru przy Miradouro Sophia de Mello Breyner Andresen. Widok zaparł dech w piersiach, a jazzowa muzyka ulatniająca się z malutkiego baru uzupełniała poziom nostalgii. To miejsca, gdzie można spędzić całą noc. Po prostu patrząc w dal.
Kolejnym miejscem, gdzie można przesiadywać godzinami to oczywiście miejskie place i brzeg rzeki. Wspominamy o nim ponownie, ponieważ kilka wieczorów spędziliśmy przy Praça do Comércio obserwując ludzi, drugi brzeg Tagu, popijając nic innego jak portugalskiego Broka. Spacery ulicami i uliczkami Lizbony nie mają końca. W jednym z następnych postów opiszemy Wam osobno wyjątkowość Alfamy. Czyli historycznej dzielnicy miasta. Jakie tajemnice skrywa i jaki panuje tam klimat? O tym już niebawem.